Jak stać się lepszym kochankiem?

Sprawy damsko-męskle nie przedstawiają się chyba u nas najlepiej, sądząc liczbie ukazujących się w prasie artykułów, doradzających „jak stać się lepszym kochankiem", czy też lawinie poradników na temat seksu. Jeszcze bardziej świadczą o tym dane, że ponad 50% małżeństw ma problemy seksualne, w wielu przypadkach niewielkie i łatwe do rozwiązania, czasami jednak prowadzące do rozpadu związku; pozostaje rozgoryczenie i poczucie krzywdy u dwojga ludzi, których łączyła kiedyś miłość, a którzy nie potra­fili szczerze porozmawiać o swych intymnych przeżyciach. Potwierdzają to badania stu amerykańskich małżeństw z klasy średniej, przeprowadzone niedawno przez Ellen Frank. Wszystkie pary uważały swe małżeństwo za szczęśliwe, ale prawie połowa pytanych kobiet przyznawała się w ankiecie, że ma trudności z osiąganiem orgazmu, a ponad połowa - z uzyskaniem podniecenia seksualnego lub utrzymania tego stanu. Ankieterzy stwierdzi­li, że więcej kobiet niż mężczyzn uskarża się na problemy dotyczące współ­życia seksualnego, kobiety mają też zdecydowanie więcej - nazwijmy to -„trudności" z seksem niż mężczyźni. Okazało się, że 47% kobiet nie potrafi odprężyć się, 35% stwierdza u siebie „brak zainteresowania seksem", 38% uskarża się na „zbyt krótką grę wstępną przed stosunkiem", a 31% uważa, że mężowie często wybierają na seks „nieodpowiednią porę".

Jak pisze Ellen Frank, ustalenia te są potwierdzeniem typowego ame­rykańskiego wzorca kontaktów seksualnych, w którym dopóki żona się nie uskarża na brak przyjemności ani też nie odmawia współżycia, mąż uważa, że wszystko jest w porządku. Wydaje się, że mężowie albo nie zdają sobie sprawy, że jednak nie jest, albo są niewrażliwi na kobiecą potrzebę pie­szczot i emocjonalnej czułości. Ustalenia te nasuwają kilka zasadniczych pytań. Skoro tak wiele kobiet nie czerpie ze współżycia seksualnego tyle przyjemności, ile by mogły czer­pać, gdzie tkwi błąd? Czy w sposobie pojmowania przez kobiety ich seksu­alności? A może zasadniczym problemem jest brak wrażliwości mężczyzn na potrzeby seksualne kobiet? Wydaje się, że oba te czynniki odgrywają istotną rolę, choć istotniejszy jest tu męski brak wrażliwości. Jednym z powodów tak częstego powsta­wania zakłóceń we współżyciu seksualnym jest to, że wiemy wprawdzie, jak reaguje na erotyczne bodźce nasze ciało, znacznie gorzej jednak znamy nasze reakcje psychiczne. W religiach wywodzących się z judeochrześcijaństwa, a jeszcze mocniej w islamie podkreśla się, że zasadniczym celem stosunku płciowego jest przedłużenie trwania rasy, plemienia i rodziny. Wynika z tego, że orgazm mężczyzny i wytrysk plemników w pochwie „jego" kobiety są najważniej­sze, a jej doznania się nie liczą. To z kolei leży u podstaw podwójnej moralności, ponieważ dla mężczyzny sprawą zasadniczą jest świadomość, źe każde poczęte przez jego żonę dziecko jest jego dzieckiem. Musi też mieć pewność, że zanim posiadł żonę, była ona dziewicą, a w czasie małżeństwa stanowi jego wyłączną własność. W przeszłości mężczyzna zapewniał sobie ową wyłączność, oddzielając swą kobietę - lub kobiety - od innych mężczyzn (na przykład w haremie). Dziś wielu mężczyzn nadal usiłuje zdobyć wyłączność praw do kobiety przez stawianie znaku równo­ści między współżyciem seksualnym a miłością i przekonywanie kobiety, że współżyjąc z innym, zbeszcześci świętą instytucję małżeństwa. Przeko­nanie, że stosunek płciowy ma na celu przede wszystkim prokreację, owocuje również potępieniem wszelkich form rozładowania seksualnego, które nie kończą się stosunkiem heteroseksualnym. Uważa się w związku z tym, że masturbacja oraz stosunki homoseksualne zagrażają podsta­wom, na których opiera się „gmach społeczeństwa", akceptuje zaś błędne przekonanie, że kobiety mają mniejsze potrzeby seksualne, zwłaszcza potrzebę przeżycia orgazmu. Orgazm u kobiety nie stanowi warunku zajścia w ciążę, nie jest więc niezbędny do prokreacji, natomiast u mężczyzny orgazm jest nierozłącznie związany z jego możliwościami prokreacyjnymi. Mężczyzna uważa, że jeśli kobieta przeżywa orgazm, powinna do niego dojść w czasie stosunku, najlepiej jednocześnie z orgazmem u mężczyzny, ponieważ świadczyłoby to i męskiej dominacji nad partnerką oraz było dowodem sprawdzenia się mężczyzny w roli kochanka. Przyjęcie tych kulturowych wartości prowadzi do powstania stereoty­pów, będących odbiciem panującego w danym czasie „ideału" aktywności seksualnej. W cywilizacjach zachodnich stereotypowy jest wizerunek kobiety zawsze atrakcyjnie wyglądającej, zawsze zdolnej do współżycia i zawsze chętnie dającej mężczyźnie przyjemność. On za to obdarza ją swą miłością. Ona wymienia seks na miłość, on - miłość na seks. Ona wymienia seks na społeczne i ekonomiczne zabezpieczenie, jakie gwarantuje jej mężczyzna. On daje jej pieniądze, troszczy się o jej szczęście, zapewnia jej dach nad głową i ubiera ją. Ona z kolei daje mu swe towarzystwo, możliwość rozła­dowania seksualnego, a także rodzi mu dzieci. 1 jest przekonana, że mał­żeńskie więzy nakładają na nią „ustawowy" obowiązek współżycia seksual­nego z mężem na każde jego życzenie. Taki stan rzeczy nieuchronnie prowadzi do powstania podwójnej moral­ności w sprawach seksu. Od kobiet oczekuje się bierności, mniejszego pobudzenia seksualnego, mniejszej potrzeby rozładowania seksualnego, a także niskiego raczej poziomu uświadomienia. Od mężczyzn oczekuje się seksualnej ofensywności, znajomości spraw seksu, silnego popędu seksu­alnego (który często zostaje zaspokojony w stosunkach pozamałżeńskich) oraz inicjatywy we wszelkich kontaktach seksualnych z żoną. Taki pogląd na seksualność mężczyzn i kobiet opiera się na kolejnych mitach, ale wciąż jeszcze wyznaje go wiele kobiet i jeszcze więcej mężczyzn, co wynika z seksualnego ukierunkowania, jakie obu płciom nadali rodzice i rówieśnicy. Uwarunkowania z okresu dzieciństwa oraz pokutujące w społeczeństwie mity nadal mają wpływ na relacje seksualne między płciami, przy czym zazwyczaj kobieta staje się tu stroną poszkodowaną. Jednym z najbardziej szkodliwych mitów jest chyba ten, który głosi, że kobieta nie przeżywająca orgazmu w czasie stosunku jest „chora", „niedosta­tecznie kobieca", „neurotyczna" lub „zimna". Przeprowadzone przez Shere Plite badania seksualności kobiet amerykańskich ujawniły, że ankietowane przez nią kobiety były święcie przekonane, że skoro nie mają orgazmu w czasie stosunku, to nie są normalne, bo przecież „każdy wie, że kobieta powinna mieć orgazm w czasie stosunku". Badania dokonane w innych krajach wykazały, że tylko 40-50% kobiet doznaje orgazmu w momencie, gdy mężczyzna wykonuje ruchy frykcyjne, a jeszcze mniej przeżywa orgazm jed­nocześnie z kochankiem. Pomimo to w niektórych poradnikach seksualnych twierdzi się, i wiele kobiet w to wierzy, że jest to jedyny „normalny" sposób przeżywania orgazmu przez kobietę. Tak nastawione psychicznie kobiety mają sobie za złe, że nie udaje im się osiągnąć orgazmu w czasie stosunku. Nie chcą uwierzyć, że ich reakcja nie jest czymś niezwykłym, i że troszczący się o ich doznania partner może pomóc im osiągnąć orgazm albo przed, albo po stosunku. Niesłusznie sądzą, że jeśli kobieta kocha mężczyznę dostatecz­nie mocno, orgazm przychodzi sam, w sposób naturalny.I chociaż tak wiele kobiet nie ma orgazmu w czasie stosunku, często z winy lekceważących ich potrzeby mężczyzn, część z nich udaje, że ma. Robią to wierząc, że udawanie orgazmu, gdy nie przeżywa się go naprawdę, jest dowodem miłości kobiety do mężczyzny. Ponieważ on spodziewa się, że ona będzie miała orgazm, ona udaje, że tak się stało! Jest przekonana, że bez orgazmu (udawanego czy prawdziwego) straci miłość mężczyzny, który może znaleźć sobie inną, bardziej „sprawną" seksualnie partnerkę. Drugi powód, wiążący się zresztą z pierwszym, to obawa, że jeśli kobiecie nie udaje się uzyskać orgazmu, mąż może ją porzucić pod pretekstem, że taka żona go nie zadowala. Trzeci podawany przez kobiety powód jest następu­jący: jeśli ona nie będzie udawać, że ma orgazm, jej partner dojdzie do przekonania, że nie sprawdza się jako mężczyzna, gdyż „wiadomo" po­wszechnie, że sprawny kochanek zawsze obdarza kobietę orgazmem.Jest to wierutna bzdura, ale niestety wierzy się w nią. Mężczyzna nie obdarza kobiety orgazmem - on jej tylko pomaga osiągnąć orgazm.Jeśli ona i on nie są w kontaktach ze sobą na tyle swobodni, by zdobyć się na szczerą rozmowę o swoim intymnym pożyciu, to w większości przy­padków mężczyzna nie odgadnie, czy partnerka naprawdę przeżywa orgazm, czy też go udaje. I jeśli nawet nie zaprzeczy, że inni mężczyźni mogą nie znać prawdy o doznaniach swych partnerek, to zawsze będzie twierdził, że on osobiście wie doskonale, kiedy jego partnerka ma orgazm. Powie, że to łatwo rozpoznać: wtedy, gdy on coraz silniej wykonuje ruchy frykcyjne w JeJ pochwie, a ona zaciska uda i napina mięśnie miednicy, drapie go po Plecach lub gryzie w usta, jęczy w ekstazie, wije się lub wygina plecy w łuk. Niektóre kobiety rzeczywiście tak się zachowują w czasie orgazmu, więk­szość jednak nie jęczy, z pewnością też ani się nie wije, ani nie wygina Pleców. Większość przeżywających orgazm kobiet leży w tym momencie raczej spokojnie i dość sztywno z napiętymi mięśniami, podczas gdy inten­sywna, głęboko przeżywana rozkosz orgazmu płynie falą od rejonu miednU cy, obejmując stopniowo całe ciało. Dopiero w późniejszej fazie orgazmu kobieta lekko się porusza, i to nie zawsze. Jedna z ankietowanych przejj Shere Hite kobieta napisała: „Nie wykonuję konwulsyjnych ruchów, tak jak bohaterki książkowych romansów. Wątpię, by jakakolwiek kobieta tak się; w ogóle zachowywała. Po prostu mocno ściskam. Czasami czuję się zawie­dziona, gdy mężczyzna nie orientuje się, że ja już skończyłam".Mit, że „normalna" kobieta musi mieć orgazm w czasie stosunku, powi­nien wreszcie zostać obalony. Chociaż tylko 40% kobiet osiąga orgazm w czasie samego stosunku, ponad 90% może dojść do niego poprzez mastur­bację lub też w wyniku pobudzania łechtaczki przez partnera palcem albo językiem.Inny mit głosi, że kobieta nie tak łatwo podnieca się seksualnie i że do osiągnięcia orgazmu potrzebuje więcej czasu niż mężczyzna. To prawda, że niektóre kobiety, którym w młodym wieku wbijano do głowy, iż seks to coś odrażającego, rzeczywiście dochodzą do orgazmu dłużej niż większość mężczyzn, ale wiele kobiet wystarczająco i właściwie pobudzanych może mieć orgazm równie szybko jak mężczyźni.Trzeci mit, równie dla kobiet niekorzystny, to przekonanie, że kobietom mniej zależy na samym stosunku płciowym i płynącej z niego przyjemno­ści, bardziej zaś na uczuciu bliskości i miłosnego oddania, jakie w nich wzbudza intymne współżycie z mężczyzną. Innymi słowy - głosi ów mit -wystarczy, że mężczyzna odbędzie stosunek i będzie miał wytrysk; to oczy­wiście w pełni zadowoli kobietę i wcale nie będzie jej zależało na osiągnię­ciu orgazmu.Bez wątpienia większość kobiet jest spragniona uczucia miłości i blisko­ści; partner zawsze sprawia kobiecie ogromną seksualną przyjemność, gdy podnieca ją delikatnym umiejętnym pieszczeniem erogenicznych okolic jej ciała, jednak kiedy kobieta już wie, czym jest orgazm, i ona pragnie go przeżywać.Amerykanka Shere Hite, socjolog, zadała ponad 2000 kobiet pytania o to, co sądzą o seksie i o swych kochankach. Mężczyźni nie wypadają w tym przeglądzie zbyt korzystnie.Jednakże krytycy twierdzą, że The Hite Report (raport opracowany przez Shere Hite) nie opiera się na poprawnych z socjologicznego punktu widze­nia badaniach. Uczestniczki były z góry dobrane, nie zaś wybrane losowo. Do wypełnienia kwestionariusza ankiety Shere Hite zaprosiła czytelniczki kilku kobiecych magazynów oraz członkinie towarzystw kobiecych. Prawdą jest również, że respondentki nie reprezentowały wszystkich warstw społe­czeństwa amerykańskiego. Dużą ich część (prawie 50%) stanowiły kobiety niezamężne oraz pochodzące z klas średniej i wyższej średniej. Jednakże należy sądzić, że ta właśnie grupa jest lepiej niż inne zorientowana w orawach seksu, a także może pełniej wypowiedzieć się na ten temat, toteż  z odpowiedzi wynika, że seks wcale nie jest dla nich takim wyśnio­nym, romantycznym, dającym szczęście przeżyciem, za jakie przyjęło się go uważać, to prawdopodobnie większości amerykańskich kobiet nie jest dane czerpać z seksu tyle przyjemności, ile by mogły. Owe ograniczenia częściowo są związane z negatywnym podejściem do cielesności i seksu, wyrobionym w kobietach w ich dzieciństwie i wczesnej młodości przez rodziców, duchownych, nauczycieli, rówieśników. Nader często wpaja się dzieciom przekonanie, że genitalia - to „coś" nieczystego, coś", o czym się nie mówi. Sama nazwa zewnętrznych narządów płciowych kobiety - srom (czyli coś, czego należy się wstydzić), stanowi symbol odra­zy, jaką mają wzbudzać. Kobiety muszą także uporać się z dodatkowym problemem.Męski członek jest wyeksponowaną częścią ciała, pozostającą w zasięgu rąk i wzroku, toteż chłopiec szybko odkrywa, że dotykanie i bawienie się nim sprawia przyjemność. Kobiece narządy płciowe są głęboko ukryte, tajemnicze. W moim przekonaniu znamienny jest fakt, iż tak mało kobiet używa lusterka, by zobaczyć, jak wyglądają ich narządy płciowe, i zlokali­zować łechtaczkę.

Poza tym wielu chłopcom i prawie wszystkim dziewczynkom wpaja się przekonanie, że masturbacja to zło, że jej skutkiem może być niedorozwój umysłowy; a jeśli nawet nie mówi się tak, to ostrzega, że nie powinno się sobie w ten sposób „folgować". Takie groźby to nonsens. Masturbacja, szczególnie kobietom, daje kilka niezaprzeczalnych korzyści. Dziewczynka poznaje własne ciało, nie wstydzi się jego budowy, co więcej, staje się świadoma reakcji na bodźce seksualne oraz uczy się rozpoznawać fazy pobudzenia seksualnego. A wreszcie dzięki niej rozwija swą seksualność -wiedząc już, co jej się podoba, a czego nie lubi, będzie mogła później zaznać pełni życia seksualnego.Negatywny stosunek kobiety do seksualności ma znacznie mniej de­struktywny wpływ na pełnię jej seksualnego życia niż egoistyczne lekcewa­żenie przez mężczyzn jej seksualnych potrzeb. Rolę czarnego charakteru w życiu seksualnym kobiety odgrywa najczęściej jej własny partner!

Kobiety, które zgodziły się opisać Shere Hite własne doświadczenia se­ksualne, były - ogólnie mówiąc - niezadowolone z technik współżycia sto­sowanych przez partnera, chociaż często darzyły go głębokim uczuciem. Mężczyźni na ogół nie zwracali uwagi na zaspokojenie seksualnych potrzeb kobiety i zwykle byli przeciwni wszelkiemu eksperymentowaniu. Oni wie­dzieli, że kobieta pragnie „gry wstępnej" - przez którą rozumieli przelotny pocałunek, krótkie bawienie się jej piersiami oraz niewiele dłuższe pie­szczoty okolic genitalnych partnerki - po czym oni mogą już zrobić to, CZego naprawdę chcą. To znaczy - mogą wprowadzić penis do pochwy, wykonać ileś tam pchnięć i osiągnąć wytrysk. A potem? Cóż, potem męż-czyzna czuje się zaspokojony i ma ochotę na sen, a to raczej w niewielkim stopniu pomaga kobiecie uzyskać satysfakcję. Jedna z nich napisała: „Męż­czyźni, z którymi sypiałam, w większości nie mieli w ogóle pojęcia, czego ja pragnę, i wcale nie chcieli się tego dowiedzieć". Inna: „Wielu mężczyzn nie przejmuje się w ogóle grą wstępną, interesuje ich tylko ulżenie sobie*,] Jeszcze inna: „Uprawiam seks tylko z mężem... On zawsze jest stroną inicjującą. Całujemy się i on bawi się moimi piersiami. Potem wkłada m| do pochwy palec i porusza nim tak jak członkiem... Kędy jest gotów... wchodzi we mnie i porusza się tam i z powrotem, aż skończy". Kolejna -dość dosadnie: „Najpierw macanie, później palec i pieprzenie. Potem facet idzie na papierosa".W The Hite Report takich opisów i im podobnych jest mnóstwo; wynika z nich, że wielu amerykańskich mężczyzn wykazuje obojętność wobec se­ksualnych potrzeb partnerki, natomiast większość kobiet nie prosi partne­ra o zaspokojenie tych potrzeb. A przecież seks to coś więcej niż tylko ocieranie się naskórków i zwykła zachcianka! Seks - to porozumienie. Seks - to dawanie sobie nawzajem rozkoszy. Seks - to bliskość, intymny kontakt cielesny. Jak dotąd, wiele kobiet nie ma satysfakcji z życia seksualnego. Dzieje się tak nie dlatego, że ich seksualność nie jest w pełni rozwinięta, gdyż te, które nie doświadczają pełnego zaspokojenia w czasie stosunku, zazwyczaj uzyskują przyjemność seksualną przez masturbację. Dzieje się tak dlatego, że wiele kobiet w ogóle nie mówi o swych seksualnych pragnieniach, a wielu mężczyzn krępuje się o to zapytać lub w ogóle im to nawet nie przychodzi do głowy. The Hite Report został opublikowany w roku 1976, ale od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Badania z 1987 roku wykazały, że w krajach anglo­języcznych mężczyźni nadal żywią przekonanie, że na temat seksu niczego się nie muszą uczyć.

Jak stać się lepszym kochankiem? No cóż, jest wiele poradników seksu­alnych. Niestety, ich autorami są głównie mężczyźni, którzy nie mieli spo­sobności poznania rzeczywistych pragnień kobiety. W Stanach Zjednoczo­nych wydano ponad 50 takich poradników, przy czym dwanaście z nich jest reklamowanych jako tytuły sprzedane w liczbie ponad miliona egzem­plarzy każdy. Większość z nich jest dostępna również w innych krajach anglojęzycznych. Możliwe, iż na ich treści zaciążył fakt, że zostały napisane przez Ame­rykanów, dla których najwyższymi wartościami w życiu są: etyka pracy, rywalizacja oraz osiągnięcie sukcesu. Dlatego też z przeciętnego amerykań­skiego poradnika dowiesz się, że aby mieć satysfakcję z życia seksualnego, musisz się do tego poważnie przygotować i równie poważnie nad tym po­pracować. Nie jest to bynajmniej żadna błahostka; to przedmiot, którego opanowanie wymaga koncentracji uwagi, żmudnych przygotowań i sporo wysiłku. Poradniki sugerują, że seks to zajęcie głównie dla młodych, zdro­wych i pięknych, ponieważ, jak uprzedzają, niektóre z „ćwiczeń" są nieod­powiednie (być może za trudne) dla osób starszych. Naturalnie, twierdzi się w poradnikach, należy dążyć do celu, którym ma być uzyskanie przez oboje partnerów jednoczesnego orgazmu w czasie stosunku, ponieważ ów jednoczesny orgazm stanowi dowód, że mężczyzna jest kochankiem doskonałym. Autorzy twierdzą, że taki orgazm to raison d'être* stosunków seksualnych. Autor jednego z poradników idzie nawet dalej, twierdząc, że wytrysk to szczyt oraz finał aktu seksualnego! Trzeba oddać sprawiedliwość, że niektórzy autorzy jednak przyznają, iż kobieta nie musi uzyskać orgazmu podczas stosunku, a wtedy mężczyzna po wytrysku może ją „pchnąć w kierunku szczytowania". W jednym z poradników czytamy, że jeśli kobieta „sumiennie dąży do osiągnięcia gotowości" (znów etyka pracy!), to może uważać się za usaty­sfakcjonowaną, nawet jeśli przed i w czasie stosunku nie odczuwała pożą­dania. Większość poradników zamieszcza instrukcje dotyczące poszczegól­nych etapów lub technik, które zapewniają uzyskanie orgazmu jednocze­śnie przez oboje partnerów.Wynika z tego, że aby osiągnąć ten poziom seksualnego wyrobienia, para kochanków powinna mnóstwo czytać, dogłębnie studiować i często dyskutować na temat seksu. Bez wątpienia można się z tym zgodzić, ale większość poradników podkreśla, że to mężczyzna instruuje kobietę, co jest „właściwe", a co nie, i że to on jest przewodnikiem, za którym ona powinna podążać, by osiągnąć „dobre wyniki w seksie". Tylko nieliczne podręczniki sugerują, by powiedziała partnerowi, co sprawia jej największą przyjemność. W poradnikach zakłada się, że mężczyzna „wie" i „jej powie".